Menu

środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 2


It doesn't make sense to live
between people when nobody loves you 



     On się zmienił. Na lepsze. Wyparł się zła. Postanowił żyć normalnie. Po śmierci Lorda Voldemorta, oznajmił ojcu, że jeśli się nie zmieni, opuści go. Na zawsze. Zdezorientowany Lucjusz zgodził się na to. Zabiłby się gdyby stracił pierworodnego syna. Wrócili do domu. Draco zapragnął pomagać. Zniesmaczony decyzją ojciec, załatwił mu posadę po kilku kursach. Narcyza była zadowolona ze szczęścia swojego jedynego dziecka. Ich życie biegło dalej. Nazwisko Malfoy'ów było znowu szanowane. Małżeństwo unikało kłótni z synem. Nie mogli go stracić. Pewien dzień zmienił życie chłopaka.

     Była sroga zima. Dni były krótkie, a noce długie i gwiaździste .Zaś pola były pokryte białym puchem. Na łąkach widać było tylko wystające za śniegu długie łodygi trawy . Drzewa pokryły się białą kołderką. Na śniegu widniały ślady różnych zwierząt .W lesie zwierzęta zapadły w sen zimowy .Gdy mugole spacerowali słyszeli cichutko jak śnieg skrzypi pod ich nogami.

     Lucjusz Malfoy był w pracy. Właśnie postanowił zrobić sobie przerwę. Był to idealny moment na wykonie pewnych przelewów i odpoczynek. Lucek włączył komputer i zalogował się na swoje konto. Wszedł w historię operacji, ponieważ ciekawiły go wydatki żony. Jego uwagę przykuło wypłacenie miliona galeonów.

- No chyba to nie moja Cyzia! -pomyślał, po czym otworzył drugą kartę przeglądarki. Wstukał adres jego ulubionego czatu (pomimo iż miał już swoje lata, zagłębił się w technologii). Zadowolony, że jego żona jest online, szybko rozpoczął konwersację.


Lucjusz_Malfoy : Cześć kochanie!

Cyziuniaa.M_890 : Witaj Lucjuszu! Coś się stało?

Lucjusz_Malfoy : Tak. Czy dzisiaj pobierałaś galeony z naszego konta?

Cyziuniaa.M_890 :  Skądże. Dzisiaj robię sobie SPA w naszej łazience. Kąpiele w czekoladzie i te inne babskie sprawy kochanie :*

Lucjusz_Malfoy : Ach. Dobrze.


Mężczyzna się wylogował. Jest miliarderem. To jest oczywistość, ale na co komu milion?! Gdy rodzina planowała większe wydatki, mówiła mu o tym.
Malfoy wstał i zaczął niespokojnie krążyć po gabinecie. Nagle uświadomił sobie, że jeszcze Draco ma dostęp do konta, ale posiada także własne. Gorączkowo sprawdził skąd owe galeony zostały zaczerpnięte. Okazało się, że z gabinetu jego syna. Do końca dnia Lucjusz był niespokojny. Walczył z tym, ale nieudolnie.

Tymczasem w biurze Draco...

Chłopak po wypłacie pieniędzy zwołał spotkanie w Sali Konferencyjnej. Zaprosił na nie swoje sekretarki, sprzątaczki, terapeutów i innych podwładnych. W sumie w sali znalazło się 17 osób, bez ich szefa.

Gdy wszyscy rozsiedli się wygodnie, nadszedł czas na przemowę młodego Malfoy'a. Wstał i zaczął mówić:

- Moi drodzy! Zapewne wszyscy wiecie, że was bardzo szanuję. Podziwiam wasze zaangażowanie. Postanowiłem przeznaczyć kwotę 340000 tysięcy galeonów dla was, wychodzi więc dwadzieścia tysięcy na każdego z was. Czy jesteście zadowoleni? -zapytał na koniec, w odpowiedzi usłyszał gromkie oklaski. 

Powiedział im, że pieniądze są na koncie. Porozmawiali wspólnie przez kilka chwil. Gdy wszyscy odeszli wykonał kilka telefonów, a resztę wypłaconej kwoty przeznaczył na stypendia. Zadowolony z siebie powrócił do domu i ułożył się wygodnie przed telewizorem.

- Możesz wytłumaczyć dlaczego w naszym skarbcu brakuje miliona galeonów? -zapytał rozdygotany ojciec, który właśnie wrócił z ministerstwa, po czym usiadł na fotelu naprzeciwko Dracona.

- Jesteśmy miliarderami. Proszę nie mów, że żal ci jednego miliona. Rozdałem je moim podwładnym. Każdemu po równo. Spora suma została, więc oddałem ją na stypendia dla czarodziei z mugolskich rodzin.

Starszy z Malfoy'ów nadal nie tolerował mugolaków. Zapomniał o umowie i wrzasnął:

- Jesteś głupim gówniarzem! Idź stąd! Nie mam ochoty cię widzieć!

- Ja ciebie też! - Draco nadal nie rozumiał dlaczego ojcu było żal jednego miliona. Przecież są bogaci. Chłopak nie zastanawiając się, pobiegł do swojego pokoju. 
Był on w ciemnozielonych barwach. Znajdowało się w nim ogromne i wygodne łóżko z białą pościelą i herbem Slytherin'u na poduszkach. Chłopak miał również rozsuwaną szafę, biurko z wygodnym, czarnym fotelem oraz mini biblioteczkę. Lubił swój kąt.

     Bez zastanowienia zadzwonił do Zabiniego i umówil się z nim na dwudziestą w jakimś nowym klubie w Hogsmeade. Malfoy wziął kąpiel w jego łazience i ubrał jasne jeansy, białą koszulkę oraz ciemnozieloną bluzę z kapturem, Obuł swoje ulubione czarne conversy. Gotowy do wyjścia teleportował się do klubu. Spojrzał na szyld: ,,Ognista Avada''.

- Kolejny tani klubik- pomyślał z niechęcią i wszedł do środka. Od razu ujrzał przyjaciela rozmawiającego z jakąś dziewczyną. Gdy Blaise ujrzał blondyna, od razu porzucił towarzyszkę.

- Siema Smoku!

- Diable! Witaj! -uśmiechnęli się do siebie. Draco szybkim ruchem przywołał kelnerkę i zamówił butelkę ognistej whiskey. Usiedli na czarnej kanapie. Rozmawiali chwilę, popijając ich ulubiony trunek . Nagle muzyka ucichła. Głos zabrał właściciel klubu.

- Czarodzieje i czarodziejki! Na początku chciałbym was wszystkich gorąco powitać! -wszyscy zaczęli klaskać- Odważnych zapraszam na jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne Nielegalne Zawody Bokserskie dla Czarodziei. Zainteresowanych zapraszam do mojego gabinetu.

- Smoku to coś dla ciebie- mruknął Zabini.

- A w sumie! Yolo! Żyje się raz.

Draco poszedł do gabinetu. Kolejka była niesamowicie długa. Gdy wszyscy odwrócili głos na Malfoya, od razu puścili go przodem. Zapukał.

- Wejść! -usłyszał i wykonał to polecenie.

- Ach! Pan Malfoy tutaj? Wspaniale- podał rękę Smokowi i przywitał go serdecznie. Wskazał mu fotel, a sam podszedł do niego i uścisnął mu rękę.

- Chcę być zawodnikiem -odparł stanowczo.

Mężczyzna wystraszył się.

- Ale...wie pan... Pan Lucjusz mnie... no, ten... zabije.

Chłopak wstał i trzasnął pięścią w biurko i wycedził:

- Nie śmiej mi się sprzeciwiać!

     Właściciel klubu posłusznie wyjął umowę i obmówił szczegóły. Zadowolony chłopak wyszedł trzaskając drzwiami. Jeszcze dzisiaj miał walczyć z nijakim Smithem. Wszyscy stawiali galeony na wygraną Malfoy'a - w końcu miał wpływy.

- Draco... Nie powinieneś walczyć. Szczególnie dzisiaj, nie trenowałeś i w ogóle- próbował przekonać przyjaciela Diabeł.

- Zabini! Lubisz swoje ząbki? - podszedł do niego.

- Dobra, sorry brachu- Blaise postanowił trochę wesprzeć przyjaciela, pomimo, że dla niego to i tak była głupota- Podobno ten Smith, jest błyskotliwy jak salceson!

Na ustach blondyna pojawił się uśmiech.

- A jednak twoje żarciki powracają. Cieszę się!

Niespodziewanie obok nich przeszedł przeciwnik Malfoy'a.

Chłopak od razu wstał i wrzasnął Smithowi prosto w twarz:

- Nie wchodź mi w paradę, bo zrobię z ciebie roladę!

Cała sala buchnęła śmiechem. Zaczerwieniony uczestnik odszedł oburzony.

- Dołożyłeś mu Smoku! -pogratulował mu Diabeł.

- Dzięki stary!


Nadeszła chwila walki. Cała widownia krzyczała:

- Malfoy do boju! Malfoy do boju!


Walka nie trwała długo. Na początku Draco chciał uderzyć z całej siły swojego przeciwnika, ale ten zrobił unik i sam dołożył Malfoy'owi.

- Ała! Mój nos... -wrzeszczał zakrwawiony Draco. Zabini podbiegł szybko do niego i teleportowali się do Malfoy Manor.

     Na ich szczęście, Narcyza była w kuchni, ponieważ musiała się napić wody. Na widok zmasakrowanego syna mało nie upuściła szklanki - była bowiem bardzo nerwową kobietą.

- Ach! Blaise! Co się stało? -zaczęła opatrywać młodego Malfoy'a.

Chłopak postanowił skłamać.

- Się chłopaczyna troszkę o drzewo poturbował- odparł.

Lucjusz słysząc krzyki, wstał niechętnie z łóżka i poszedł na dół. Gdy zastał syna w okropnym stanie szybko do niego podszedł, kucnął i powiedział zdenerwowany:

- Synu... Ja przepraszam, nie powinienem wtedy cię oskarżać o ten milon -Narcyza w tym czasie uroniła łezkę.

- Tato...

Luckowi serce zabiło mocniej. Draco nigdy nie powiedział do niego ,,tato'' , zawsze było to szorstkie ,,ojcze''.

     Ich relacje nieco się ociepliły, lecz młody Malfoy nadal pogrywał sobie w klubie. Owe walki stały się jego ogromną pasją.


---------------------------------------------------------------

<3 Czytasz=komentujesz :*   Krótko, ale chodziło mi aby przybliżyć wam troszkę historii Malfoy'ów  :*

czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 1

The friends are angeles who lift us to our feet

when our wings have trouble remembering how to fly




Idzie nocą przez Zakazany Las.

Boi się, jej ręce drżą z zimna.

Niebo jest zachmurzone, jednakże widzi księżyc.

W lesie panuje głucha cisza, słychać tylko szelest liści pod jej stopami.

Nagle coś przebiega za nią.

Odwraca się szybko.

,,To pewnie jakiś jeleń'' myśli.

Idzie dalej przed siebie- nie, nie idzie - ona biegnie.

Do nieokreślonego celu.

Potyka się.

Mdleje.

Za chwilę budzi się.

Jest w Azkabanie.

Najpierw ma natłok myśli.

Tortury Bellatrix.

Śmierć Dumbledora.

Bitwa.

Ogarnia ją smutek

Zbliżają się dementorzy.

Jeden ma ją pocałować.

Słyszy szyderczy śmiech.



     Jest marzec. Wiosną wszystko zmienia się bardzo szybko. Codziennie widać, jak na drzewach pojawiają się nowe liście, a w parkach zielenieje trawa i zjawiają się kolorowe, pachnące kwiaty. Ptaki wracają z ciepłych krajów i co rano budzą wszystkich swoim delikatnym śpiewem. To sprawia, iż wiosna jest z pewnością jedną z najwspanialszych pór roku. Na zewnątrz jest coraz cieplej i przyjemniej, słońce świeci mocniej, a dni są dłuższe.

W jednym z londyńskich domów panuje dyskusja. Na temat Hermiony Granger. 

Potter skrzyżował ręce na torsie. Krążył niespokojnie po pokoju. Luna siedziała spokojnie na fotelu, jak gdyby nigdy nic się na stało. Przyjaciele podziwiali ją między innym za jej stoicki spokój i opanowanie w każdej sytuacji. Ron podszedł do okna i obserwował ludzi chodzących po chodniku. Ginerwa Weasley siedziała na kanapie i schowała twarz w dłoniach. Aczkolwiek nie płakała. Denerwowało ją to wszystko.

-Słuchajcie. Nie mogę spokojnie zasnąć gdy ona cierpi. Musimy jej pomóc. A co jak zrobi sobie coś okropnego? -odparła Ginny.

-To może dziwnie zabrzmieć, ale ja wysłałbym ją do psychiatry-odparł Ron, zrobił obrót na pięcie i podszedł do siostry.

Harry spojrzał na przyjaciela zimnym wzrokiem.

-Ron jesteś wspaniały! -podskoczyła Ginny.

-Ginerwo! W życiu nie posłałbym Hermiony do psychiatryka! -zaczął wrzeszczeć Potter.

Luna wstała i zaczęła uspokajać Harrego.

-Nie, nie. Nie oto mi chodzi. Moja kuzynka, kiedy rozpaczała z powodu, iż nie może zajść w ciążę, udała się do terapeuty. W tej ,,firmie'' pracują czarodzieje, którzy są bardzo dobrze wykwalifikowani. Plusem dla ciężkich przypadków jest to, że terapeuta wprowadza się do takiej osoby i za pomocą jakiś dziwnych zaklęć, eliksirów, rozmów itd., leczy ją. Efekty są naprawdę dobre-opowiedziała przyszła pani Potter z uśmiechem od ucha.

-Czy ta twoja kuzynka to mugolka? -zapytał zdenerwowany Harry.

-Nie. Spokojnie. Lepiej udajmy się tam jak najszybciej-odpowiedziała i poszła po swój płaszczyk.

-Ale ja jestem głodny! -zaczął narzekać Ronald po czym szybkim krokiem poszedł do kuchni.

-Ronaldzie Weasley! Twoja przyjaciółka jest w ciężkim stanie, trzeba jej szybko pomóc, a ty będziesz jadł! Ty pacanie...- siostra oderwała go od lodówki.

Przyjaciele wybrali się na miejsce wskazane przez Ginny- przenieśli się tam za pomocą kominka. Wychodząc z ich transportu, byli w ładnie i gustownie urządzonym pomieszczeniu. Ron rzucił się na fotel. 

-Musimy zaczekać- powiedziała przyszła żona Pottera i zaczęła kręcić się po pomieszczeniu. Uspokajało ją to. Była ciekawa co porabia teraz jej Miona. ,,Zapewne siedzi w fotelu i obserwuje okno'' myślała. Wkrótce przywitała ich niewysoka blondynka o zielonych oczach. Była ubrana w białą koszulę i czarną spódnicę przed kolano. Na stopach miała bardzo wysokie, czarne szpilki. 

-Pilnie musimy wynająć jakiegoś terapeutę dla naszej przyjaciółki. Najlepiej od zaraz-odparł zniecierpliwiony Ronald.

-Wolny jest akurat jeden. Drzwi numer 8 -odpowiedziała kobieta.

Ruszyli szybkim krokiem. Po znalezieniu odpowiednich drzwi, Luna zapukała. Weszli do środka. Na widok blondyna o nazwisku Malfoy, mało brakowało aby oczy wyleciały im z orbit.

-Malfoy?!-wrzasnął zaskoczony Weasley.

-Kogo moje oczy widzą? -zadrwił Dracon.

-Lepiej żeby on siedział tutaj niż w domu Miony-szepnął Ron do Pottera.

-Może raczycie usiąść- wstał i włożył dłonie do kieszeni spodni.

-Dzięki, postoimy- burknął Potter.

-A więc co was tu sprowadza, przyjaciele?

-Nie jesteśmy twoimi przyjaciółmi, Malfoy- Ron zacisnął pięści.

Zapanowała cisza. Przerwała ją Luna.

-Witaj. Jest to dla nas wszystkich trudne spotkanie, ale cóż. Potrzebujemy pomocy, a raczej Hermiona jej potrzebuje. Załamała się po bitwie, jej rodzice zmarli. Musisz nam pomóc, prosimy, Miona prosi-westchnęła lekko, było jej ciężko prosić wroga o pomoc.

-Żartujesz chyba. Nigdy nie pomogę Granger-prychnął.

-Wiesz Malfoy... Zawsze mogę napisać do Proroka Codziennego o twojej nieudolności, zaskarżymy cię o wszystko cokolwiek wymyślimy- rzekł spokojnie Potter.

-Hahahaha!-zaśmiał się-Co wy możecie mi zrobić? Jesteście niepoważni. Nikt nie będzie zaskarżał Malfoya!

Luna podeszła do Dracona i szepnęła mu do ucha:

-A co zrobisz, jeśli powiemy, że Hermiona jest w takim stanie przez ciebie. Damy cynk odpowiednim ludziom i już siedzisz sobie w Azkabanie.

Malfoy zrobił nietęgą minę. Jedyne czego się bał, to właśnie tego miejsca. Potter jako wybraniec, miał wpływy. Przed kilkoma minutami wyśmiałby jego możliwości, jednakże teraz się wystraszył.

-Dobra. Zgadzam się, ale będzie to was kosztowało dużo galeonów- zgodził się i zaklął pod nosem.

Harry położył na jego biurku karteczkę z adresem dziewczyny. Miał wprowadzić się do niej następnego dnia. Dracon wskazał im drzwi.

Czwórka przyjaciół teleportowała się do jakieś mugolskiej kawiarni. Zamówili kawę i pudding dla Ronalda.

-Luno! Jak to zrobiłaś- zapytał Ginny.

-Mały szantaż i po sprawie -odpowiedziała.

-Wiesz, to do ciebie nie podobne- zaśmiał się Ron.

Potter nadal martwił się o Hermionę. Malfoy, ich największy wróg, były śmierciożerca, nagle stał się dobry i pracuje jako terapeuta. Nie to niemożliwe. A co jeśli zrobi jej krzywdę lub co gorsza, zabije ją? Harry wiedział, że dopóki terapia będzie trwała, on nie zazna spokoju.

-Misiu, co ci jest? -zapytała siostra rudego, który wcinał już drugi pudding,

-Nic- rzucił krótko.

-Napewno?

-Tak- jego myśli krążyły wciąż przy jednym blondynie i byłej Gryfonce.

Przyjaciele śmiali się i rozmawiali, gdy Potter udawał, że czyta zawzięcie Proroka Codziennego.



     Kilka godzin później w rezydencji Malfoy'ów...


Narcyza przygotowywała comber jagnięcy dla swoich mężczyzn. Gdy Draco wszedł do domu, trzaskając drzwiami, kobieta niemalże ucięłaby sobie palca.

-Co ci się stało synu? Źle w pracy?- oderwała się od przygotowywanego posiłku.

-Najgorsze zlecenie w życiu- warknął i rzucił się na kanapę.

Zatroskana matka spojrzała na młodego Malfoya pytającym wzrokiem.

-Muszę pomóc Granger.

-CO?! -wrzasnął Lucjusz który właśnie wszedł do domu.

-Chciałem odmówić ,ale jeżeli bym to zrobił, posiedziałbym sobie w Azkabanie.

-Nie rozumiem-stwierdziła Narcyza.

Draco opowiedział rodzicom całą sytuację sprzed kilku godzin.

-Jesteś Malfoy. Dracon Lucjusz Malfoy. Dasz radę. Żadna Granger nie zawróci niczego w twoim życiu. Potraktuj to jako pracę. Zarobisz na tym-odparł ojciec.

-Masz rację-odpowiedział mu syn po czym zasiedli do kolacji.

Jedli w milczeniu. Cała trójka doznała dzisiaj za dużo emocji. Draco intensywnie myślał. Przypominał sobie każdy rok nauki w Hogwarcie. Myślał głównie o Hermionie. Bał się o swój stan emocjonalny po powrocie od Granger. Zaczął myśleć poważnie i rzuceniu tej pracy. Postanowił, że to jego ostatnie zlecenie.

Po wieczerzy teleportował się do klubu dla czarodziei. Głośno grała muzyka. Po chwili ujrzał Zabiniego.

-Siema Smoku! -jego przyjaciel chciał najwidoczniej przekrzyczeć dudniące z głośników rytmy.

-Cześć- rzucił krótko Draco.

-Coś ty taki poddenerwowany?

-Ciężka robota- odparł Malfoy, zamawiając butelkę ognistej- jak twoje życie uczuciowe Diable?

-Spotykam się z Astorią- rzekł z dumą Zabini.

-Hohoho! -blondyn udał ogromne zainteresowanie.

Po kilku butelkach ich ulubionego trunku atmosfera się rozluźniła. Niestety były Ślizgon nie był w stanie uczestniczyć jako zawodnik w jego ulubionych NZBdC.

--------------------------------------------------------------------------------------------

Piszcie co sądzicie i polecajcie swoje Dramione :*

PS. NZBdC będzie wyjaśnione w następnym rozdziale ;)

środa, 19 sierpnia 2015

Prolog



Don't look back you're safe now,
unlock your heart.

     -Jestem w domu-powtarzała cichutko-jest bezpiecznie.
Hermiona Granger powróciła do domu po bitwie. Była w okropnym stanie-nie dość,że wojna ją wykończyła ,zastała pusty dom-jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Potrafiła przesiedzieć cały dzień na cmentarzu, wspominając państwo Granger. Jej przyjaciele ją wspierali,szczególnie Ginerwa. Nie kiedy zostawała z nią na noc,by dziewczyna nie zrobiła sobie krzywdy.Za każdym przebudzeniem Granger powtarzała  te same słowa:
-Hermiona, to tylko dwadzieścia cztery godziny które musisz przetrwać.
Powoli zapadała w depresję. W każdy piątek kiedy jej przyjaciele imprezowali, siadała na kanapie, otulała się w koc i patrzyła się w jeden punkt do świtu.Często się głodziła i w ogóle się nie wysypiała.
     Luna przekonywała Granger, aby poznała kogoś, kto ją pokocha i wesprze,lecz ta nigdy nic nie odpowiadała. Dziewczyna w ogóle nie wychodziła z domu-nie przyszła na przyjęcie zaręczynowe Harrego i Ginny. Jedyne co im powiedziała półgłosem to ,,Gratuluję''.
-Jestem w kropce.Zagubiłam się w codzienności.Chcę to przerwać-ale nie potrafię.Cierpię.Moja dusza cierpi. Gubię się w tym ogromnym świecie. Nie rozumiem siebie.Nie mam już radości z tego cholernego życia-powtarzała to sobie w myślach non stop.
-----------------------------------------------------------------
Tak na początek. Trochę krótko,ale nie lubię pisać prologów :) Piszcie co powinnam poprawić :) Polecajcie swoje blogi o Dramione, bo nie mam co czytać ;)